Nie pamiętam, kiedy zaczęłam marzyć o oglądaniu wschodów i zachodów słońca w górach. Być może wtedy, kiedy pierwszy raz stanęłam na jakimś szczycie. Świat z góry wygląda inaczej. Zachód słońca, który udało mi się wreszcie obejrzeć z wierzchołka góry też wyglądał inaczej niż wszystkie te, które widziałam do tej pory.
Pierwszy weekend maja spędziłam w Kotlinie Kłodzkiej. Nie byłabym sobą, gdybym nie weszła na najwyższą górę tego rejonu, czyli Śnieżnik. I właśnie tu spełniło się jedno z moich małych marzeń, czyli oglądanie zachodu słońca w górach!
Kiedy razem z moimi towarzyszami podróży weszliśmy na szczyt, powitała nas zima: wiatr, śnieg i lekki mróz. Blade słońce wisiało nad linią horyzontu i rzucało piękne refleksy na biały wierzchołek góry. Kiedy schowało się za horyzont, pozostawiło na niebie jasno-czerwone smugi. Urzeczona tym magicznym spektaklem, fotografowałam cudowność tego zjawiska. Wracając do schroniska, planowaliśmy przyjść tu ponownie na drugi dzień o świcie, żeby uchwycić na fotografiach wschód słońca. Jednak nie udało się nam wstać tak wcześnie rano…
Cieszę się ogromnie, że byliśmy tam wieczorem. Ta zima, ten chłód, to blade światło stworzyły niesamowity klimat, towarzyszący naszemu pobytowi na szczycie góry. Wpatrując się w czerwone niebo, miałam wrażenie, że oto znalazłam się na moim kolejnym krańcu świata. Otoczona surowymi pejzażami i kojącą ciszą stawałam się częścią tego niezwykłego spektaklu. W tym chłodnym i pięknym krajobrazie moje myśli stawały się światłem, zawieszonym gdzieś pomiędzy szczytami gór.